Zanim otworzyłam książkę, Wieczne światło już zrobiło na mnie wrażenie. Sprawiła to okładka: prosta, jasna, można powiedzieć przejrzysta. Na niej tylko jeden motyw: fragment twarzy młodego mężczyzny, chłopca. A w niej tylko jeden element tajemniczy – znak nieskończoności w oku.Tytuł serii Lux Aeterna (wyeksponowany na okładce znacznie wyraźniej niż tytuł tomu) też od razu wbił mi się w pamięć. Może za sprawą niecodziennego brzmienia łaciny, rzadko dziś przecież używanej. Tak więc książka miała już dwa atuty zanim zaczęłam ją czytać.
Pierwsze rozdziały przyniosły od razu tajemnice i pytania, które zadaje sobie czytelnik razem z bohaterem. Zmęczyły mnie trochę brutalne sceny, a zwłaszcza „soczysty” język dialogów (jak się można domyślić strażnicy wszelakich cel nie lubią przebierać w słowach, a więźniowie nie są im dłużni). Jednak wiem, że realizm tego typu scen jest teraz w modzie, więc je przełknęłam. Na szczęście z czasem okazało się, że mniej cenzuralne słowa padają tylko w koniecznych, nielicznych momentach.
Już, już miałam zamruczeć, że fantastyki naukowej to w tej książce jakoś niewiele, chyba tylko w snach bohatera, kiedy się zaczęło…
Nie sposób opisać książkę Mike’a Wysockiego nie zdradzając zbyt wiele z jej tajemnic. To ten typ powieści, gdzie każdy rozdział, a czasem nawet następny akapit, przynosi zwrot akcji i kolejną niewiadomą. Oczywiście, do rozwiązań najprzyjemniej dochodzić samemu.
Dlatego napiszę jeszcze tylko, że w poszczególnych elementach fabuły nasunęły mi się skojarzenia ze znanymi już motywami SF. I tak, nanoboty i przeskoki w czasie akurat miałam okazję niedawno poznać w cyklu Andrzeja Pilipiuka „Oko jelenia”. Idea przepowiedni i poszukiwania wybrańca przypomina mi „Matrix”. Zaniki pamięci, niewyjaśnione sytuacje w jakich się bohater znajduje kojarzą mi się z „Tożsamością Bourne’a” Roberta Ludluma. A teleportacja…z Harrym Potterem (wprawdzie bez różdżek, ale możliwa z przenośnych teleporterów!). Wszystkie te skojarzenia nie oznaczają, że książka jest zlepkiem schematów. Wręcz przeciwnie. Autor wymyśla własną ideę kosmologiczną, którą konsekwentnie, choć po małym kawałeczku odkrywa przed czytelnikami. Można więc pofilozofować razem z nim. Zwłaszcza kiedy trafiają się takie paradoksy jak np. ten:
Natomiast Twoja przyszłość w tym momencie…Dziwna sprawa.[…] Rodzi się pytanie w mojej głowie: czy na tę chwilę masz jakąkolwiek. […] Moim zdaniem masz, ale nie ma cię w niej, ponieważ skoro nie zostałeś nigdy przez rodziców poczęty to nie ma cię w ogóle. Jesteś jednak tutaj ze mną, jako jedyny ostatni […] egzemplarz.
Na koniec dwie dygresje.
Kiedy się po paru rozdziałach akcja rozkręca, książkę czyta się naprawdę szybko i przyjemnie – na pewno zadowoli niejednego miłośnika science fiction. Ponieważ jednak nasz blog adresujemy w dużej mierze do młodych ludzi, zaznaczam, że nie polecałabym jej zbyt młodym i wrażliwym czytelnikom, ze względu na parę brutalniejszych scen.
Choć imię i nazwisko może zmylić, autor jest Polakiem. Pochodzi z Krapkowic na Opolszczyźnie, ale zdążył już zwiedzić spory kawałek świata, co daje się odczuć również w opisach różnych zakątków, w których znaleźli się bohaterowie powieści.
………………………………………………………………………….
- Lux Aeterna. Wieczne światło, Novae Res 2016, s.275;↩